Wróblówka, gmina Czarny Dunajec, niedziela 9 lipca 2023 roku.
Wróblówka jest wsią położoną na północny wschód od miasta Czarny Dunajec. Ma dosyć nietypowy układ, jak na podhalańską wieś. Osią tutejszych wsi jest najczęściej główna droga wzdłuż której na wąskim pasie ziemi postawione są domy. Tutaj zabudowa jest bardziej zwarta. Ciasne uliczki przypominają dalmackie miasteczka. Dzięki gęstej sieci dróżek, zabudowy rolniczej i budynków mieszkalnych ruch samochodowy jest zupełnie nieuciążliwy. Pierwszym samochodem jaki spotkałem we wsi jest słyszany na początku nagrania elektryczny samochodzik paroletniego berbecia, któremu towarzyszyli półnadzy, młodzi mężczyźni poruszający się pieszo. Maluch nie prowadził plastikowego mercedesa; choć trzymał kierownicę, to wozem sterował zdalnie za pomocą pilota młody tata. Nie przeszkadza tutaj nawet szum niedalekiej drogi wojewódzkiej 958, który jest zagłuszony przez wodę przelewającą się korytem Czarnego Dunajca i wygłuszony przez pas młodych liściastych drzew porastających brzegi rwącego potoku. Tego dnia dodatkowo wiało, a ruch powietrza pięknie poruszał osikami, olchami i wierzbami.
Wieś ma charakter wybitnie rolniczy, a dominującą formą działalności zdaje się być tu hodowla zwierząt. Budynki gospodarcze objętościowo zajmują większość centrum Wróblówki. Miejscowość przecina mały potok, który z uwagi na gęstość zabudowań i niewielką powierzchnię wsi płynie czasem pod ziemią lub pod budynkami by wynurzyć się w najmniej oczekiwanym miejscu.
Miejscowość jest schludna, drogi i ogródki zadbane. O tej porze roku wszędzie latają oknówki i dymówki pragnące jak najszybciej odchować swoje młode. Budynki są zdobne w jaskółcze czarki. Nie spotkałem w trakcie wizyty we Wróblówce żadnego kota. Spotkałem za to wiele psów: swobodnie chodzących, na łańcuchach i wyprowadzanych na smyczach. W miejscowości było sporo ptaków: zarówno hodowlanych (kaczki i kury) jak i dzikich. Ciągle słychać wspomniane jaskółki, a także dzwońce, kulczyki, trznadle, wróble, pierwiosnki, strzyżyki i inne. W niektórych miejscach słychać kruki. Zagadywany przez mieszkańców zaciekawionych tym, co robię odpowiadałem, że nagrywam ptaki. Dzięki temu dowiedziałem się, że w tamtym roku bocianie gniazdo obok kościoła co prawda zostało zajęte przez parę, ale pisklęta zostały wyrzucone przez rodziców. W tym roku parze udało się odchować dwójkę młodych, które w pełnym słońcu, z otwartymi dziobami cierpliwie czekały na pokarm. Nie udało mi się tego dnia nagrać bocianich odgłosów; zamiast tego nagrałem przebiegającego po gorącym asfalcie kundla z zaćmą na jednym oku.
Od pewnej starszej kobiety, którą dziwiło, że nagrywam gdakanie kur, dowiedziałem się, że mój zachwyt nad ilością jaskółek jest na wyrost, bo kiedyś było ich więcej. Dziś jaskółek jest mniej, bo ludzi, a zatem bydła wokół którego latają muchy, też jest mniej. Poza tym, powiedziała kobieta, kiedyś we wsi było bardzo dużo wron, a dziś wron nie ma w ogóle. W istocie nie spotkałem tego dnia żadnego krukowatego, nie licząc słodkiego ćwierkania kruków gdzieś ponad horyzontem.
Czasem słyszałem drobny inwentarz, nieliczne ludzkie głosy (większość ludzi wybyła w ten gorący dzień nad rzekę). Krowy, które pewnie też mieszkały w tutejszych szopach musiały paść się na długich i wąskich parcelach otaczających wieś. W taką pogodę nie było nawet potrzeby sprowadzać ich do schronienia. Wystarczyło dostarczać im wodę i doić raz dziennie. Dziś prawie każde większe gospodarstwo dysponuje przenośnymi elektrycznymi dojarkami, z którymi można dojechać bez problemu na łąkę. Jest to mniej kłopotliwe niż codzienne prowadzenie tam i z powrotem gromadki krów.
Tego dnia na stadionie leżącym pomiędzy rzeką Czarny Dunajec a wsią odbywał się festyn. Na stoiskach można było kupić kiełbasę, szaszłyki, piwo, lody, watę cukrową i popcorn. Na osobnych stoisku koło gospodyń wiejskich serwowało pajdy chleba ze smalcem i ogórkiem kiszonym oraz pieczone na głębokim tłuszczu placki ziemniaczane. Na jednym ze stoisk sprzedawano starzyznę, a dochód ze sprzedaży przeznaczony był na jakieś ciężko chore dziecko. Po lewej stronie znajdowały się dmuchańce, których dmuchawy napędzane agregatem prądotwórczym grały nierównym szumem. Ze sceny przed rozpoczęciem programów artystycznych puszczano disco polo w stylu góralskim. Pod białymi namiotami chroniącymi publiczność przed słońcem siedziały głównie dzieci mające zaprezentować śpiew, taniec i utwory instrumentalne górali podhalańskich. Najbardziej jednak wszystkich występujących interesowały darmowe dmuchańce i lody z foodtracka. Powoli zaczęli się schodzić mieszkańcy Idylli, a mężczyźni nieśmiało zaczęli zamawiać pierwsze zimne piwa w plastikowych kubkach.
Nagrano za pomocą Sound Devices Mix-Pre 6, Usi Pro i Rode NTG5.
supported by 13 fans who also own “Idylla / Żadnych wron”
Makes me want to experience these spaces and their visual art for myself.
It also brings back memories of late evening visits to galleries & museums in different cities around the world.
A really nice, peaceful release. PadraigC
A collection of unreleased material from Daniel Burke's beloved experimental project, spanning four decades of loud, off-kilter weirdness. Bandcamp New & Notable Jun 21, 2023